To wam oznajmiamy, (...) co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce - bo życie objawiło się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy i głosimy wam życie wieczne,(...)abyście i wy mieli współuczestnictwo z nami(...). Piszemy to w tym celu, aby nasza radość była pełna. (1J1,1-4)
Święty Jan Apostoł to autentyczny świadek Chrystusa, który widział i podziwiał Jego czyny. Jednak ten Apostoł, nie wahający się pisać o sobie jako Umiłowanym Uczniu Pańskim, wyraźnie daje świadectwo głębi tego spojrzenia. On widzi w Jezusie ŻYCIE WIECZNE, które ma swoje źródło w Ojcu, "a nam zostało objawione".
Żyjemy w dobie kryzysu, ale nie tylko tego, o którym głośno w mediach gdy specjaliści od finansów wszczynają alarm i debatują o niebezpiecznych spadkach na światowych giełdach. Coraz częściej baczni obserwatorowie życia publicznego wypowiadają się na temat, nazwijmy to "duchowego krachu", jakim jest upadek wartości i tzw. autorytetów.
Powiedzmy sobie szczerze: skończyły się czasy, kiedy z szacunkiem odnoszono się do ludzi piastujących jakieś stanowisko bądź poważany
w społeczeństwie zawód. W dobie powszechnej krytyczności (żeby nie powiedzieć krytykanctwa) i wzmożonego zapotrzebowania na uczciwość, coś takiego jak autorytet z urzędu po prostu nie istnieje...
W dyskusjach z młodzieżą, która bacznie obserwuje te zmagania w świecie dorosłych, można wyczuć tęsknotę za TAKIMI AUTORYTETAMI, których zamiennie można by spokojnie nazywać ŚWIADKAMI.
Kto zatem jest ŚWIADKIEM?
Na pewno ten, który sam czegoś doświadczył i potrafi się tym podzielić z innymi... Jak św. Jan Apostoł niosący w sobie pragnienie, abyś i Ty miał "z nami współuczestnictwo".
Ludzie w tym zwariowanym świecie pogoni za przeróżnymi "błyskotkami" doświadczają wielu rzeczy i coraz częściej niestety chlubią się tym, "czego winni się wstydzić", jak mówi św. Paweł w Liście do Filipian (3,19), gdyż ich dążenia są przyziemne. Oni to właśnie stają się świadkami (o zgrozo!) raczej swego upadku, a nie wartości i Prawdy, za którą tęskni każdy człowiek w głębi swego serca. Ile fałszywej dumy w popisach współczesnych gorszycieli, którzy próbują budować swoje znaczenie hołdując niby awangardowej zasadzie "im gorzej, tym lepiej" i prześcigają się w coraz to bardziej obleśnych pomysłach na popularność za wszelką cenę...
Gdy jednak uklękniesz przy Żłóbku niewinnego, bezbronnego Dzieciątka i pozwolisz sobie na odrobinę ciszy w nastroju mijających już świąt Bożego Narodzenia, to chyba przyznasz, że nie za takimi współczesnymi świadkami tęskni od dawna Twoje znękane serce...
Czego zatem naprawdę potrzebujesz???
Czy chwilowego zadowolenia z czegoś, co i tak nie zdołało nasycić do końca, a o czym może nawet mówiłeś, że BYŁO FAJNIE...?
A może czas wreszcie zerwać z powszechną przeciętnością i zdecydowanie porzucić to, co tylko fajne, aby jak pisze św. Jan
"NASZA RADOŚĆ BYŁA PEŁNA"?
Tu właśnie łączą się dwa zagadnienia: ŚWIADECTWA i RADOŚCI.
Bo ten, kto jest świadkiem Chrystusa jest jednocześnie nosicielem radości.
Z kolei autentyczna radość stanowi niezaprzeczalne świadectwo głębokiej wiary.
Ale jak to zrobić, żeby nasza radość nie była jedynie krótkodystansową wesołością, lub sztucznie przylepionym uśmiechem, gdy okoliczność tego wymaga? Jak ładować akumulatory radości, aby nie wyczerpywały się zbyt szybko w przymrozkach niechęci, albo co gorsza mrozach nienawiści?....
Słowa Ewangelii są jednoznaczne:
trzeba DOTKNĄĆ CHRYSTUSA... trzeba się Z NIM SPOTKAĆ.
On jest dostępny jak na doskonałym komunikatorze - 24 godz. na dobę. Szukaj Go w Eucharystii, na modlitwie, w drugim człowieku i w głębi swego serca...
Współczesny świat pilnie potrzebuje ŚWIADKÓW!!! i to nie byle jakich, ale AUTENTYCZNYCH ŚWIADKÓW WIARY I MIŁOŚCI. Szukaj Chrystusa! Spotykaj się z Nim! Bądź jak Jan Jego umiłowanym uczniem! A potem nieś Go wszystkim spragnionym...żeby o nas mogli inni powiedzieć jak o pierwszych chrześcijanach: "Popatrzcie, jak oni się miłują" (Apologetyk Tertuliana)
I koniecznie - BĄDŹ ŚWIADKIEM RADOSNYM!!!
Niech Bedzie Pochwalony Jezus Chrystus!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam siostry kolejny wpis na blogu stwierdzam ,ze bardzo mnie zainteresował. Każdy z nas powinien ładować akumulatory i zbliżać się do Jezusa bardziej. W tym kończącym się roku powinniśmy dziękować Panu za otrzymane dary laski a także wynagrodzić mu to co było złe. Powinniśmy więcej czasu spędzać na adoracji czy tez modlitwie indywidualnej i rozmawiać z Jezusem gdyż On daje nam sile na lepsze jutro tak jak jest w pewnej pieśni "Jezus silą ma" .Myślę ze z Chrystusem będziemy szczęśliwi warto słuchać Jego slow i kochać go z całego serca.
pozdrawiam Ania z Ostrowca:)
Właśnie ostatniego grudnia zamierzam spędzić przede wszystkim na rozmowie z Panem, aby lepiej i we właściwym świetle przyjrzeć się, jaki był ten rok, "co darował, co wziął", a następnie dziękować, przepraszać i prosić o Boże błogosławieństwo na kolejne dni życia, które od Niego otrzymam.
UsuńObiecuję też pamięć modlitewną wszystkim, którzy zgłaszają się na to Pogotowie Duchowe
siostro! zgadzam się w 100% z tym co siostra tutaj pisze, co do tych autorytetów czy świadków - tak jest.! Jest ich małooo bo ludzie gdzieś tam zapominają naprawdę czemu żyją i po co Bóg ich stworzył. Teraz jest tak że goni się za pieniądzem, sukcesami zawodowymi nie patrząc zupełnie na potrzeby innych na potrzeby własnej rodziny, czasami nawet pomijamy swoje potrzeby...Panuje powszechny egoizm,gdyby tak wysłać kogoś takiego ,,zaangażowanego" w swój sukces, który wszystko zrobi by osiągnąć cel, wysłać na misje np. do Afryki zobaczyłby nędzę dzieci rodzin wgl. człowieka to zmieniłby myślenie, co więcej pozbyły się fałszywych poglądów szczęścia oferowanego przez współczesny świat.
OdpowiedzUsuńPiszę to jako młody człowiek, który ciągle stara się nawracać, bo błądziłem i byłem oplątany tym fałszywym szczęściem. proszę o modlitwę Szczęść Boże. Życzę siostrze żeby była tym świadkiem prawdziwego szczęscia.
Bardzo Ci dziękuję Wspaniały Młody Człowieku!Jak się przeczyta taaaki głos w tak ważnej sprawie, to jakby zobaczył żywy kwiat na pustyni... Oczywiście, że będę się modlić za Ciebie i wielu takich wartościowych młodych ludzi, którzy już kroczą drogami Pana i w Nim odnajdują swoje szczęście pomimo przeróżnych przeszkód. A Was KOCHANI MŁODZI proszę; módlmy się też za błądzących po bezdrożach, aby dali się odnaleźć Chrystusowi, byśmy wszyscy mogli radować się Jego Miłością, bo szczęście dzielone z innymi - mnoży się wielokrotnie!!! (naprawdę wiem co mówię -:), a jak ktoś nie wierzy, to niech spróbuje!
UsuńDokładnie!-potrzeba nam autentycznych świadków, dlatego dobrze,że Siostra jest i nam prawdziwą wiarę i miłość okazuje;]
OdpowiedzUsuńDroga siostro! Ten post to zastrzyk pozytywnej energii.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że tak mało ostatnio szczerego szczęścia płynącego z Boga można dostrzec w ludziach, którzy pędzą za przyjemnościami. Ten mijający już rok niezwykle pogłębił mą wiarę dzięki siostrze....I chociaż wciąż muszę walczyć ze słabościami to widzę o ile jestem bardziej bliska Bogu.
Zauważyłam też fakt iż choć teraz może nie jest najlepiej to przecież w przyszłości może byc juz tylko lepiej i lepiej :D
Tak, choć zycie moze niezle dac w kosc to pocieszajaca jest obecnosc Boga przy tobie... wiem ze wszystkie nie powodzenia to tylko Boze proby ktore Pan zsyla na kazdego, ale zyciej jest jedno i nie za dlugie wiec musimy sie w nim szczerze radowac!!!! ;)
Bóg zapłać za wszystko Siostro!
Julkaa
Chwała Panu!!! Niech Jego łaska i błogosławieństwo towarzyszy nam wszystkim w kolejnym roku pomnażając szczęście tych, którzy Jemu ufają! - (to moje życzenia noworoczne dla Was Kochani!)
UsuńJesteś katolikiem bo tak wytresował Cię system:
OdpowiedzUsuńTo się nazywa ODRUCH WARUNKOWY PAWŁOWA - u człowieka psychowarunkowy. Człowiek rodzi się BEZ BOGA, i trzeba mu wtłoczyć pewne uwarunkowania, sposoby zachowania i myślenia. Ograniczyć jego zdolność percepcji i syntezy do spraw "wyłącznie słusznych". To dzięki tej zasadzie Wierzący nie potrafi ocenić świata inaczej niż przez pryzmat religii. Po prostu brak mu konstrukcji myślowych pozwalających na inną percepcję niż ta poprzez wiarę. W tej percepcji świat bez wiary lub Boga nie istnieje. Zaatakowany argumentami broni się do upadłego, a przyparty do muru wykazuje daleko posuniętą agresję. Powód jest bardzo prosty. Argument logiczny ( prawdziwy ) wywołuje u Wierzącego konflikt - sprzeczność wewnętrzną i burzy świat do którego został uwarunkowany - i bez którego jego własna psyche nie może istnieć. Dlatego Wierzący tak broni się przed logicznymi argumentami, i tak broni wiary i kościoła, ponieważ w przypadku braku tych czynników nastąpiłaby destrukcja jego osobowości. Co ciekawsze Wierzący odczuwa strach, nie strach przed Bogiem, ale strach przed DRUGIM CZŁOWIEKIEM MYŚLĄCYM INACZEJ. Strach ten spowodowany jest właśnie możliwością zachwiania konstrukcji osobowości Wierzącego. W efekcie Wierzący czuje się najlepiej ( najbezpieczniej ) w stadzie Wierzących, podejmuje wszelkie działania aby to stado zwiększyć, i wyeliminować osobniki myślące inaczej. Z tego powodu u Wierzących obserwuje się propagację wiary, która często przyjmuje formy skrajne. Fakt ten doskonale potrafi wykorzystać instytucja nadzorująca Wierzących, w naszym polskim przypadku jest to głównie Kościół Katolicki. Z tego powodu kładzie ona ogromny nacisk na tzw. edukację młodzieży w szkołach oraz na katolicką rodzinę. Są to miejsca w których URODZONY BEZ BOGA, obnażony i chłonny umysł dziecka, zostaje uwarunkowywany. Nie ma lepszej więzi emocjonalnej dziecka niż z rodzicami, a w późniejszym wieku z grupą rówieśników. Uwarunkowani rodzice przygotowują grunt. Później idzie do szkoły w której podobni mu również uczęszczają na tzw. religię. Jeśli nie to dziecko czuje się jak odszczepieniec od grupy - a w tym wieku dzieci są bezlitosne dla "odmieńców". Odpowiednio tresowane dziecko dorasta i staje się uwarunkowanym rodzicem. CYKL ZACZYNA SIĘ OD POCZĄTKU.
Po pierwsze! - Szkoda, że nie stać Cię na ujawnienie swej tożsamości, tylko ukrywasz się bezpiecznie pod hasłem "Anonimowy"... (i kto tu się boi?...)
UsuńPo drugie! - trudno mi stwierdzić, czy to Twój pogląd i uparcie się nim posługujesz przez kilka ładnych lat na innych forach, czy bezkrytycznie zrobiłeś "kopiuj wklej", bo Ci zaimponował ten wpis u innych wrogo nastawionych do wiary komentatorów...
A po trzecie! - chcę Ciebie grzecznie poprosić, żebyś nie generalizował na przyszłość przypisując innym swoje (?) myślenie:
" Wierzący tak broni się przed logicznymi argumentami, i tak broni wiary i kościoła, ponieważ w przypadku braku tych czynników nastąpiłaby destrukcja jego osobowości. Co ciekawsze Wierzący odczuwa strach przed DRUGIM CZŁOWIEKIEM MYŚLĄCYM INACZEJ."
Naprawdę, nie czuję strachu przed Tobą, ani tymi zarzutami...
Zanim się wzięłam za odpowiedź do tego komentarza, modliłam się wiele do Ducha Świętego i wierzę, że On mnie teraz wspomaga, aby nie były to puste słowa i co najważniejsze, aby nie były pozbawione Miłości.
Chcę, żebyś wiedział(a), że nie nie mam do Ciebie żalu o ten komentarz, ale czytając go, tym większą wdzięczność odczuwam w sercu wobec Boga i moich Kochanych Rodziców za przekazany mi skarb wiary. I tu muszę niestety stwierdzić, że jesteś uboższy o ten skarb (przypuszczam, że nawet nie z własnej winy). Naprawdę, o wiele piękniej się żyje, gdy zgodność z sumieniem, w którym każdy człowiek (bez względu na przekonania) odczuwa istnienie Absolutu i potrzebę nadprzyrodzoności pozwala patrzeć na świat w pokoju serca, którego żadne dobra ziemskie nie są w stanie zapewnić (potwierdzają to zresztą wielkie autorytety szanowane w historii powszechnej ze względu na dokonania naukowe, jak choćby Izaak Newton, A.Einstein, czy J.G.Mendel).
Szanuję Twoje poglądy, ale też myślę, że nie dane Ci było spotkać na swojej drodze autentycznego świadectwa wiary, bo to co piszesz (lub cytujesz), że
"Zaatakowany argumentami broni się do upadłego, a przyparty do muru wykazuje daleko posuniętą agresję",
dowodzi natknięcia się na ludzi, którzy deklarując co prawda wiarę, nie potrafili stanąć w jej obronie tak, jak to czyni Bóg - czyli z całym szacunkiem dla ludzkiej wolności (często gorliwość to powoduje, że ktoś się zagalopuje...). Bóg nikogo nie zmusza do wiary, ale objawia jej słuszność i skutki odrzucenia. Katolik powinien to mocno pamiętać, gdy dyskutuje w obronie wiary. Przyznaję, że różnie bywa w praktyce, co jednak nie dowodzi, że Pan Bóg, czy Kościół tak naucza, a tym bardziej - poleca czynić.
Kolejna myśl, jaka mi się nasuwa, to reakcja na zarzut
"URODZONY BEZ BOGA, obnażony i chłonny umysł dziecka, zostaje uwarunkowywany."
Jak to się dzieje, że niejeden wychowany w oziębłej religijnie rodzinie człowiek, a nawet wprost deklarującej ateizm, nagle, bez wpływu czynników środowiskowych zaczyna wierzyć, jak gdyby przejrzał na oczy? Proponuję choćby znane świadectwo człowieka wychowanego w agnostycznej rodzinie
Vittoria Messoriego pt. "Przemieniające spotkanie".(dostępne na Necie) Tu właśnie zaczynają się "schodki", które poddają w wątpliwość tak "oczywiste"(?) zdawałoby się argumenty Pawłowa zastosowane do tego tematu...
I na ostatek: - ja wiem, że choćbym tu jeszcze wiele b.logicznych argumentów wysunęła, to tak naprawdę, jeśli nie będzie dobrej woli ze strony rozmówcy - na nic one się zdadzą... Dlatego kolejna moja prośba brzmi: stań w całej uczciwości swego sumienia i zapytaj go, czy rzeczywiście wszystko Ci się zgadza w świeckim patrzeniu na świat i czy naprawdę niczego Ci w życiu nie brakuje?... Bo może się okazać, ze właśnie dlatego tak żywo zaprzeczasz oczywistości wiary, że jej dramatycznie potrzebujesz do pełni szczęścia i pokoju serca.
Bóg Ciebie też kocha i poszukuje... Ja to wiem, dlatego również Ciebie obejmuję swoją modlitwą i mam nadzieję, że kiedyś dla Ciebie te prawdy staną się równie oczywiste. Niech Pan błogosławi Tobie i wszystkim, którzy Go szukają (nawet po omacku)!
Witam.!
OdpowiedzUsuńDroga siostro, spodobał mi się sposób odpowiedzi skierowany do kol. "blogowicza", właśnie miłością odpowiadać na taki sposób wypowiedzi.
Ten namiętny "tekst" widziałem kilkakrotnie już na innych stronach...co tu mówić...
Najwięcej mówi ten kto wie najmniej, taka prawda niestety.
Człowiek szuka szuka i szuka Boga, a ten komentarz jest klasycznym przykładem szukania...(tylko niestety błędnym, bo pozbawionym pokory, pisał to człowiek który w pewnym momencie zatrzymał się, bo głębiej po prostu bał się zabrnąć,gdyby dążył tak na 100% do poznania Boga i spotkania Go nie atakowałby tak zuchwale, tylko zebrał wszystkie potrzebne wiadomości i wtedy powyciągałby wnioski, tyle że na tak nieskończone Boże cuda nie starczyłoby mu czasu Pawłowowi chyba nie starczyło...) Ze swojej strony drogi kolego, życzę ci pokoju ducha i cierpliwości.
Będzie kiedyś taki moment w twoim życiu, że Bóg trafi do Ciebie i ogarnie niepojętym miłosierdziem, bo jesteś jego dzieckiem jak każdy człowiek...czy ateista, czy agnostyk, czy jakikolwiek inny "dzieciak", który szuka...Ofiaruję Ci moją modlitwę i pewnie modlitwę s.Katarzyny :-) Jeżeli na prawdę szukasz Boga i pytasz czy istnieje...zajdź np.do pobliskiego kościoła i poproś kapłana żeby porozmawiał z Tobą na temat wiary(na pewno znajdzie dla Cb czas)Miej właściwe nastawienie do rozmowy, czyli spokojne i cierpliwie słuchające, bo to jest najważniejsze, gdy obie strony siebie nawzajem słuchają.:)
Serdecznie pozdrawiam
baczny obserwator Aqa