środa, 29 stycznia 2014

" Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha"  /Mk4,23/


                    Wydawałoby się to takie oczywiste, że uszy są przecież do słuchania... 
Czy jednak tak jest w rzeczywistości?
         Kiedyś jeden ksiądz w czasie dialogowanego kazania z dziećmi zadał pytanie swoim małym słuchaczom: "do czego służą uszy"? 
          I okazało się, że  repertuar dziecięcych pomysłów był dosyć duży, np. stwierdziły, że na uszach można oprzeć swoje okulary, że do nich przyczepia się klipsy albo kolczyki, a w razie gdy uśmiech jest bardzo szeroki, to właśnie uszy wyznaczają mu właściwe granice, aby nie rozciągnął się na całą głowę, lecz  był maksymalnie "od ucha do ucha"...
          Co zatem Jezus ma na myśli,  kiedy po zakończonej przypowieści o siewcy wygłasza to zdanie o uszach?
           Na pewno nie chodzi tutaj o samą część ciała złożoną miedzy innymi z większej lub mniejszej małżowiny i trąbki z młoteczkiem czy kowadełkiem (szczegóły zostawmy laryngologom i studentom kierunków medycznych -:)
           W jednym z Psalmów znajdziemy taki werset: mówiący o Bogu "bo skłonił ku mnie swe ucho, w dniu, w którym wołałem".../Ps 116,2/ 
Czyżby Pan Bóg miał ucho?
 Chyba, że w wydaniu Jezusa - Boga Człowieka, który w "pakiecie" ludzkiej natury otrzymał także i uszy...
         Jednak autor biblijny zwraca uwagę na innego rodzaju UCHO, które by można zaliczyć do tych genialnych, bez żadnych usterek czy niedosłuchu...., które jest w stanie usłyszeć nawet to, czego człowiek nie wypowiedział.... i które nawet przy silnych wiatrach i mrozach nie dostaje potwornie bolesnego stanu zapalnego...

            Współcześnie stykamy się z coraz większym problemem, że wśród natłoku dźwięków i wypowiadanych słów, trudno jest znaleźć dobrego słuchacza... Co znaczy dobrego?... a więc dogłębnie zainteresowanego tym, co mu mamy do przekazania. Takiego, który nam nie przerywa, nie wpada w słowo, nie kręci niecierpliwie głową na boki, lub w inny sposób nie okazuje wprost śmiertelnego znudzenia...
Takiego, który po długim już czasie od naszej rozmowy dokładnie wie, o czym do niego mówiliśmy... i nie robi wielkich zdumionych oczu zapewniając nas szczerze, że pierwszy raz coś takiego od nas słyszy... (że już nie wspomnę jak się w takich momentach czujemy... -:(
           Wielką sztuka jest erudycja, zwłaszcza, gdy ktoś nie tylko pięknie, ale i mądrze się wysławia, ale chyba o wiele trudniejszą i obecnie pożądaną jawi się umiejętność wnikliwego słuchania...
I WŁAŚNIE TAKIE UMIEJĘTNOŚCI WYKAZUJE WOBEC NAS PRZEDE WSZYSTKIM BÓG, o którym Pismo Święte mówi:

 "usłyszy ich wołanie i przyjdzie im z pomocą" 
/Ps 145,19b/

        On również  "otwiera" nasze uszy, także tego "wewnętrznego" człowieka, które stanowią niejako wrażliwość ludzką na wołanie Boga i każdego bliźniego.. I wtedy człowiek staje się zdolny wychwytywać delikatny głos Boży w swym sercu, aby nie błądzić z dala od dróg Pańskich w świecie głuchym na czyjekolwiek potrzeby.

          Tak sobie czasem myślę... dlaczego współczesny człowiek całymi godzinami woli mówić, choćby nawet to miało być byle co?...a jednocześnie tak trudno mu skupić uwagę na wnikliwym słuchaniu innych? .I odpowiedź rodzi się w mojej głowie natychmiast... bo to jest po prostu łatwiejsze...
i tak ulegamy tej wszechobecnej pokusie łatwego mówienia o wszystkim i o niczym, byleby tylko zagłuszyć zarówno w nas, jak i wokół nas ten jedyny niepowtarzalny głos ciszy... 

A przecież to  W CISZY PRZEMAWIA DO NAS BÓG. 

Czyżby to zatem świadczyło, że człowiek boi się głosu Boga?...

         Odpowiedzmy sobie sami na to pytanie, każdy w swym sercu tak indywidualnie... Po to, by świadomie już potem wyłączyć na jakiś czas telewizor, komputer, czy inny przekaźnik dźwięku, a w sobie odnaleźć to dziwne ucho wewnętrznego człowieka, który Ci powie co dalej czynić i jak słuchać innych, by się nie czuli potwornie przez Ciebie ignorowani...
          Mój mały Bratanek miał taką metodę zwracania uwagi dorosłych, gdy chciał coś do nich koniecznie powiedzieć... stał wtedy w pobliżu i mocno potrząsając np. ręką tego człowieka domagał się stanowczym już głosem: "no dziadku!... posłuchaj mnie... chciałem Ci coś powiedzieć..."
           Może i Bóg tak czasem stoi przed nami i "żebrze", abyśmy zechcieli chociaż przez chwilę posłuchać co On ma nam do powiedzenia... 
A zatem...wniosek jest bardzo prosty: 

KTO MA USZY - NIECHAJ SŁUCHA...