piątek, 26 października 2012

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął..."
                                                         /Łk 12,49/
W jesiennej aurze wzmożonego odczuwania chłodu, aż miło posłuchać o ogniu... Temat ten na najbliższe miesiące kojarzy nam się niezmiennie z ciepłem ogrzewającym domy, czy nasze mieszkania. Jednak doskonale wiemy, że nie o taki ogień chodzi Jezusowi mówiącemu te słowa. 
"Ten, który przenika serca" (Rz 6,27) widzi, że w wielu z nich już dawno wystygło ognisko Jego Miłości... Bo tu właśnie chodzi o Boży ogień, czyli o Ducha Świętego, który jest uosobioną Miłością Ojca i Syna, udzielającą się także Jego przybranym dzieciom.
     Czym zatem płoną nasze serca, które się wzięły z miłości i do niej są uzdolnione? Chyba nie trzeba się długo zastanawiać, by odpowiedzieć choć w części na to pytanie. Wystarczy popatrzeć na wzajemne relacje w rodzinie, szkole, pracy, czy tzw. sąsiedztwie i szybko dochodzimy do wniosku, że tak naprawdę, "każdy sobie rzepkę skrobie". I nawet już nie ma czasu albo siły, żeby przypatrzeć się sobie samemu, jak mi to wszystko wychodzi... A przecież czujemy z jaką troską Jezus tu mówi o swoim pragnieniu, by nasze serca płonęły Jego Miłością.
     Czym płonie moje serce? Czy umiem to w sobie rozpoznać? Bo teraz miłością nazywa się różne rzeczy, od zakochania począwszy, poprzez przeróżne formy skoncentrowania na sobie (pod pretekstem, że "przecież coś mi się w końcu od życia należy!"), aż do perfidnego żerowania na naiwności innych (zwłaszcza w kontaktach seksualnych). Co tak naprawdę zajmuje moje serce? Czy rzeczywiście MIŁOŚĆ?, czy może żądze, o których wspomina św. Jakub w Liście pasterskim (zazdrość, kłótnie, bezład i wszelki występek/por.Jk3,16-4,3/)? Właśnie te antywartości skutecznie przyczyniają się do wystudzenia naszych serc i to czasem aż do utraty sensu. 
    Jak to wyleczyć, spytacie? Człowiek znalazł już różne lekarstwa na grypę czy przeziębienie, a nawet szczepionki chroniące przed wirusami. Ale choroba bezsensu, to tak naprawdę infekcja serca wystudzonego   chronicznym brakiem prawdziwej miłości. I tutaj nie da się zaaplikować żadnego cudownego specyfiku dostępnego w najbliższej aptece bez recepty. 
    Na tę chorobę poradzić może JEDYNY KARDIOLOG, 
który naprawdę zna się na naszym sercu i jego dolegliwościach. 
"Bóg jest Miłością"/1J4,8/
Te słowa napisał św. Jan, który sam siebie nazywał umiłowanym uczniem Jezusa. On zaświadcza o tej Miłości, z którą się spotkał i która rozpaliła jego serce na całą wieczność. Św. Łukasz z kolei pisze: 
"Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają".
                                                                                     /Łk 5,31/ 
       Czujesz się chory i wyziębiony wewnętrznie? Zapraszaj do swego serca Jezusa, który pragnie rozpalić je OGNIEM BOŻEJ MIŁOŚCI. Nie czekaj, aż Twoja pustka dojdzie do takich rozmiarów, że już Ci się nie zechce nic zrobić dla siebie. Bo jeśli jeszcze dziś siedzisz przed monitorem i czytasz tego posta, to znaczy, że szukasz lekarstwa na swoje stygnące??? serce... (z góry przepraszam tych, którzy jednak mają Boży ogień w sercu -:), a znam takich -:)

poniedziałek, 1 października 2012

"Uczniom Jezusa przyszła myśl, kto z nich jest największy" 
/Łk 9,46/
            Wierzcie mi, że nie mogłam się dzisiaj powstrzymać, aby nie odnieść się do tego Słowa, które tak bardzo odzwierciedla naszą ludzką rzeczywistość.           Bo czyż i nam nie przychodzi do głowy taka myśl?... Czy i nam nie chodzą po głowie (przynajmniej od czasu do czasu -:) takie marzenia o wielkości, wyjątkowości, czy wręcz górowaniu nad innymi? A jeśli nawet sami u siebie nie zauważamy takich tendencji (w co śmiem mocno wątpić), to na pewno spotkaliśmy się z ich przejawami (i to czasem bardzo dotkliwie) w swoim otoczeniu. Już tu widzę oczyma wyobraźni wszystkie kłótnie, docinki, ubliżanie, upokarzanie, poniżanie, drwiny i tym podobne zachowania, które mamy okazję oglądać w telewizji lub na żywo niemalże każdego dnia.
 I O CO W TYM WSZYSTKIM CHODZI??????
No właśnie.... O TO,.... KTO Z NICH JEST NAJWIĘKSZY!!!
             Na szczęście Jezus przychodzi nam z pomocą    (jak zwykle zresztą)    w rozwikłaniu tego dylematu. Co prawda Jego recepta na wielkość jest nieco szokująca, ale... chyba to nie nowość, że Bóg człowieka często zaskakuje, zgodnie z tym co zadeklarował w innym miejscu Biblii: "Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje - nad waszymi drogami i myśli moje - nad myślami waszymi."/Iz55,9/
          Ale przeczytajmy tę "ewangeliczną receptę" Jezusa:
"Kto bowiem jest NAJMNIEJSZY wśród was wszystkich, 
TEN JEST WIELKI" 
Dobrze to zrozumiała i wprowadziła w życie między innymi św. Teresa od Dzieciątka Jezus, którą dziś wspominamy w liturgii. Właśnie ta święta pokazuje nam drogę dziecięctwa duchowego, jako najbardziej skuteczną i prostą w osiągnięciu najważniejszego celu, a więc trwałego szczęścia człowieka. Nazywa ją windą do nieba (zainteresowanych odsyłam do Dzieł św. Teresy z Lisieux).
         Jest tylko jeden problem; czy mamy na tyle zaufania do Boga i tyleż samo determinacji, żeby ten "lek z recepty Jezusa" zaaplikować do własnego życia?      No bo powiedzmy sobie szczerze, kto pragnie być NAJMNIEJSZY, czyli - stawiany na ostatnim miejscu, nie ubiegający się o tzw. "swoje", nie pragnący pokazać innym swojego znaczenia? itd. można by jeszcze wiele podobnych sytuacji tutaj wymienić.
Jak siebie samego przekonać i zmobilizować?
         Myślę, że z pomocą przychodzi nam właśnie sam Jezus i cały zastęp Jego naśladowców, czyli świętych, którzy tą samą drogą - DROGĄ UNIŻENIA I POKORY osiągnęli szczyty doskonałości. A więc odwagi!!! Mówię to do Was i do samej siebie, aby spełniły się w naszym życiu słowa Jezusa:
"Kto się uniża, będzie wywyższony" /Łk 18,14b/