niedziela, 24 lutego 2013


"Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy." 
                                                          Łk 9,33

          Te słowa na Górze Tabor wypowiedział w popłochu Piotr, którego totalnie zaskoczyła niezwykła scena z przemienionym Jezusem w roli głównej... Przecież gdy trzej Apostołowie ucinali sobie drzemkę, ich Mistrz zwyczajnie poszedł się modlić. Ale gdy się ocknęli, mieli wrażenie, że są w nieziemskiej rzeczywistości. Można by powiedzieć, że kładli się spać na ziemi, a obudzili się w niebie... (pewnie mieli "pietra", że to już po drugiej stronie życia -:) 
Ale widać już na pierwszy rzut oka spodobało się im, bo chęć zbudowania tam namiotów sugeruje, że nie myśleli o powrocie do szarej rzeczywistości, jaka czekała ich u podnóża Taboru. 
Cóż więc niezwykłego zobaczyli ci trzej uczniowie 
na wysokiej górze?
          Otóż właśnie przynajmniej przez chwilę mogli doświadczyć chwały nieba. Nawet Jezus, którego przecież mieli na co dzień, tym razem wyglądał inaczej,      a z przekazu Ewangelisty wynika, że imponująco... 
Dla nas to cenna informacja, bo czasem może zastanawiamy się jak to tam będzie po tej drugiej stronie, a gimnazjaliści najbardziej się martwią co w tym niebie będą całą wieczność robić (żeby choć tam się modlić nie kazali...-:( ,....         a może trzeba będzie jakieś nudne pieśni śpiewać... przejmują się inni.
Widzicie, że na to odpowiedź już mamy:  
PO PROSTU PEŁNY ZACHWYT...  
a więc możecie z ulgą odetchnąć, bo nuda wykluczona -:)
        Ale zastanówmy się teraz, po co Jezus zafundował Apostołom tę krótką "wycieczkę do nieba"?
        Z kontekstu Ewangelii wynika, że było to po zapowiedzi Jego męki, która w niedługim już czasie miała nastąpić. Mądry Nauczyciel zna swoich uczniów "na wylot"... Wie, że czeka ich niesamowicie ciężka próba wiary. Bo łatwo jest iść za zwycięskim Panem, który objawia niezwykłą moc Bożą w cudownych zdarzeniach. Fajnie jest mieć takiego Mesjasza, który uzdrawia na miejscu, rozmnaża chleb i do chleba, gdy głód w kiszkach "marsza gra", ucisza szalejącą wichurę na morzu, żeby bezpiecznie można było dopłynąć do brzegu, a nawet wskrzesza umarłych, kiedy ich bliscy zbyt cierpią z powodu nagłego rozstania. 
Ale GODZINA JEZUSA nieuchronnie się zbliża... Jezus to wie i nawet dzieli się tym z najbliższymi uczniami. Jednak uczniowie, jak to bywa z uczniami (pewnie jutro po feriach też tak będzie m.in. w woj. lubelskim), "nie czają" o co w ogóle chodzi... jakieś cierpienie, męka, śmierć??? Nie..., nie..., nie może to być... Piotr przecież w pewnym momencie żywo zaprzecza: "nie przyjdzie to nigdy na Ciebie!" (Mt 16,22b)
            Nikomu z nich w głowie nie może się zmieścić taki scenariusz wydarzeń.    Pewnie po cichu każdy już sobie wyobrażał, jak to ich Cudotwórca rozprawi sie z ewentualnymi wrogami... 
Jednak Jezus na "TĘ GODZINĘ PRZYSZEDŁ" (por.J12,27b)
o której potem powie "WYKONAŁO SIĘ"...(J 19,30)
Dlatego trzeba wziąć uczniów na Górę Wysoką i zapewnić im takie "doładowanie" wewnętrzne, żeby nie myśleli, że nie ma nic po tamtej stronie,       a Jezus, który "tak się nieźle zapowiadał", a dał się w końcu zabić jest jednak Bogiem, który okaże się zwycięski wtedy, gdy przyjdzie na to czas...
A teraz my zróbmy sobie wycieczkę do naszego życia... 
Jak to wygląda w Twojej historii?
Pewnie nie raz Cię już Pan Bóg zachwycił jakimś extra wydarzeniem, które tak chciałeś(aś) zatrzymać na dłużej (a może nawet na zawsze)? Każdy z nas ma zapewne swoje wspomnienia, o których się mówi, że "było jak w raju"... 
Dziś Chrystus chce Ci powiedzieć, że TO BYŁA TWOJA GÓRA TABOR, po której wróciła nie tylko szara rzeczywistość, ale co gorsza, przyszło też zmierzyć się z bólem, cierpieniem, a może wewnętrzną udręką, której końca nie widać...
Nie musisz więc panikować, albo zamartwiać się wiecznie, że chyba Cię Bóg opuścił, albo już Cię nie lubi... a może Go wcale nie ma... (bo i takie głosy zwątpienia da się słyszeć obecnie coraz częściej). 
Taka jest właśnie droga chrześcijanina, bo Jezus nie obiecywał wcale, że będzie lekko. Wręcz odwrotnie, Jego Słowa nie dają nam złudzeń:  
"Kto chce iść za Mną (..), niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Łk 9,23)
 
Po to nas "WYPROWADZA NA GÓRĘ TABOR", 
abyśmy umocnieni Jego Boską Obecnością 
TRWALI RÓWNIEŻ "NA KALWARII".
 
Dlatego gdy będzie Ci trudno, gdy Twoja wiara będzie wystawiona na próbę cierpienia i samotności, PRZYPOMNIJ SOBIE TE CHWILE Z TABORU!!! 
Przywołaj całą otoczkę nastroju, jaki ci wtedy towarzyszył i czerp siły do pokonania pokusy zwątpienia... Przypomnij sobie dzisiejszą Ewangelię i pomyśl, że jednak uczniowie WIDZIELI JEZUSA W CHWALE BOŻEJ. 
 
 I Ty Go tak kiedyś zobaczysz, zgodnie z tym, co powiedział Pan w Ewangelii: "Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony" (Mt 10,22)

Mam taką nadzieję, że kiedyś spotkamy się już na zawsze w tym "GÓRNYM TABORZE" i wspólnie powiemy: 
"DOBRZE, ŻE TU JESTEŚMY!!!!" 
Co daj Boże. Amen.

10 komentarzy:

  1. Witam,

    Siostro, to Jezus przemienił się po to, żeby Apostołowie wracali sobie pamięcią do tego cudownego wydarzenia, podczas ciężkiego czasu jakim ma być śmierć na krzyżu?
    I to im pomogło?
    A Jezus musiał to robić? bo przecież Apostołowie byli świadkami cudów jakich Jezus dokonywał, widzieli cudowną moc Pana?
    No ale tak się jeszcze zastanowić to...człowiek często potrzebuje takich tzw. "cukierków" od Boga, bo ot tak by sobie nie poradził, bo wydawałoby mu się wszystko nudne...ciężkie, a tak to mamy jak to siostra nazwała "naładowane baterie duchowe". Dla mnie takim Taborem -również skorzystam z tego określenia, jest każde spotkanie z Panem w sakramencie pojednania, bo ciągle odnawiam swoją relację z Wszechmocnym i doświadczam Jego wielkiej miłości/miłosierdzia względem mnie.Pięknym spotkaniem jest zawsze Eucharystia DOBRZE PRZEŻYTA podkreślam. Myślę, że nie będziemy schodzili z Taboru.:) spodobało mi się to określenie, gdy ciągle będziemy trwali w Panu Jezusie to jest : medytowali Słowo Boże, modlili się- nie byle jak, na odwal się, ale w takiej świadomości, że Bóg jest ze mną, jest w mojej modlitwie, tu jest prawdziwy Pan moje osobiste spotkanie ze Stwórcą, w ciszy nie pośród gwaru dnia i problemów, ważne jest żeby to wszystko zostawić za drzwiami i trwać w Panu, Ja i Jezus.
    To jest dobry sposób, na prawdę, chociaż każdy inaczej wypełnia swoją wiarę, ja w taki sposób. Dobrze kończąc już tą moją wypowiedź, chcę dodać, że Apostołowie tez byli ludźmi i w wielu momentach to pokazywali, w wielu nie będę już pisał gdzie co i jak, bo pewnie i tak ten mój monolog nie każdy zdoła przeczytać, tak się rozwinąłem.

    PS. A to już tak na marginesie...Nie wiem czy siostra słyszała wypowiedź bp Szkocji, który mówił o celibacie kapłanów, żeby znieść...argumentował to tym, ze Jezus nic o celibacie nie wspominał. Ano prawda tyle...że pewnie jak siostra wie, że życie w celibacie jest czymś świętym, człowiek bardziej jest poświęcony Bogu i służbie Jemu...A chyba coś mi się zdaje że św.Paweł pisał o sprawach Bożych, że bardziej się można poświęcić(Juzus może nie wspominał, aczkolwiek później uczniowie jego powoli przekonywali się do życia w celibacie) czy coś nie chcę tutaj jakiejś nieprawdy pisać, natomiast chciałbym posłuchać siostry stanowiska w tej sprawie oraz ewentualnie własnego rozumienia celibatu - jego znaczenia np. w życiu siostry..?


    Taki temat się rozwinął i w mediach, które zaraz zgłupieją i w społeczeństwie, bo co to biskup o takich rzeczach...:)

    Dobrze, to na tyle pozdrawiam, czekam na odp. i z darem modlitwy...T-oll@+

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpierw co do Taboru...
      Dzięki za świadectwo osobistego doświadczenia "doładowań" od Pana. Jesteś naprawdę otwarty na Ducha Świętego, bo ja przed chwilą w kaplicy na modlitwie pomyślałam, że by się przydało jakieś świadectwo w komentarzach, aby innym poszerzyć te możliwości doładowań,
      no i niedługo trzeba było czekać na nie.
      Pan Bóg to ma szybkie komunikatory, prawda? -:)
      A teraz co do celibatu.... Pan Jezus nie tylko o tym mówił (przeczytaj sobie mój post z września), ale przede wszystkim swoim życiem pokazał co to znaczy być oddanym całkowicie sprawom Królestwa. Jest taki moment opisany w Ewangelii, że "tak wielu przychodziło, że nie mieli nawet czasu na posiłek", a w innym miejscu, że Jego bliscy mówili: "odszedł od zmysłów". Św. Paweł też to tłumaczy pisząc, ze człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, a żonaty o rodzinę (chyba to jasne). Nawet fizycznie trudno się "rozerwać" żeby wszędzie nadążyć.
      Ale tu chodzi zwłaszcza o serce - w co ono jest "utopione". Bo można być bezżennym i nie dbać wcale o Boże sprawy, tylko otoczyć się "swoimi zabawkami", a czasem człowiek mający rodzinę potrafi poświęcić się dla Boga nie zaniedbując bliskich. Jednak wiadomo, że dyspozycyjność jest większa w pojedynkę.
      W każdym razie ja gdy pojadę w odwiedziny do rodzeństwa gdzie są dzieci - utwierdzam się w powołaniu do życia zakonnego -:) (nie chcę przez to powiedzieć, ze dzieci są "be", ale wiem, że nie mogłabym tak się oddać Bożym sprawom, gdybym była otoczona gromadką wymagających poświęcenia czasu dzieci).
      A to, że media rozwijają te tematy, to musisz wiedzieć, ze istnieje coś takiego jak manipulacja, a że jest obecnie "nagonka" na Kościół, to takie tematy są nośne i "przekonują" opinię publiczną o zasadności zrezygnowania z "konserwatywnych zasad", w imię pójścia z duchem tzw. postępu i nowoczesności. No, ale Jezus powiedział, że nie każdy to pojmuje (chodzi o celibat oczywiście), więc nic dziwnego, że "krzykaczy" jest wielu...
      Ja osobiście wciąż dziękuję Bogu za możliwość życia wyłącznie dla Niego -:) i pozdrawiam wszystkich żyjących tym samym duchem -:)

      Usuń
    2. Zapomniałam napisać odp. na pierwsze pyt. czy Jezus musiał uczniom ten Tabor fundować... Otóż cuda, które widzieli, to nie to samo, bo tam objawiała się Boża moc przez Jezusa, a na Taborze zobaczyli Jezusa jako Boga i to im było potrzebne na szczególne próby, gdy Jezus poszedł na mękę... Czy to Im pomogło? Sam sobie odpowiedz kto został pod krzyżem... Jednak potem Piotr "zapłakał" i tak się oddał sprawom Ewangelii, że umarł tak jak Mistrz na krzyżu. A Jakub zginął śmiercią męczeńską... Chyba więc te "cukierki" na coś się przydały jak widzisz -:)
      Człowiek jest naprawdę słaby i potrzebuje takich wzmocnień, a Pan o tym wie i nam ich dostarcza...

      Usuń
    3. tak tak siostro ten wpis z września...racja, Jezus jednak mówi w Ewangelii o życiu w celibacie, czy ,,bezżenności", no wiać jak to ekran TV wpływa na rozum człowieka w tym wypadku mój...nie sprawdziło się w Piśmie, no ale dlatego jakoś tak trafiło się na na tego bloga i tak się pytam, bo ja właśnie mam takie samo stanowisko, co siostra wyraziła...celibat coś pięknego i powtarzając za Jezusem ,,Kto może pojąć niech pojmuje". No a temu biskupowi chodziło chyba o to, że Jezus nie kazał/nie nakazał zachowywania celibatu, no i były tam odnośniki już stacji TV do Kościoła wschodniego Prawosławnego o tamtejszych kapłanach, którzy mogą mieć żony i dzieci, czy też anglikańscy którzy przeszli na katolicyzm...no ale to już inna bajka, nie porzucą przecież zony z dziećmi prawda...Dziękuję siostro za odpowiedź, a o tym biskupie to nie wiem co myśleć...chwila słabości czy co...modlitwa, modlitwa, potrzeba modlitwy.:) Pozdrawiam

      Usuń
    4. Oczywiście modlitwy nigdy za dużo za biskupów i kapłanów, więc polecam...-:),
      a co do natknięcia się na mój blog, to nie ma sprawy, przecież Pogotowie Duchowe jest dla wszystkich bez wyjątku, więc zapraszam w razie potrzeby -:)

      Usuń
  2. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.!

    Tu gorący naśladowca św. Francesca z Asyżu- oczywiście.:)

    Siostro ja krótko i na temat.:)

    Przeżyłem cudowne spotkanie z Panem na Taborze, no oczywiście w przenośni, natomiast niekoniecznie.:)

    Tym spotkaniem były rekolekcje, to jest dopiero moc i niesamowite działanie Pana, na rekolekcjach- cisza, spokój, nikt nie karze pokoju sprzątać, nie krzyczy...etc. No i wtedy Pan Jezus działa...przemienia się, a raczej nas... Doładowuje akumulator, tak samo jak to siostra często robi Sienie, bo właśnie jak temu samochodowi, nam też się rozładowywuje i siada akumulator...po prostu, przyjdzie zimno/mróz (tj. np. chwila załamania i może nawet grzechu) ważne jest żeby nie czekać tylko spotkać się z Panem....szybko włączamy akumulator i dalej lecimy o i przypomnieć sobie czas naszego spotkania z Jezusem ten wspomniany Tabor, bo to od Jezusa jest, żeby potem wracać do tego prawda.no pewnie że prawda.:)

    Ja życzę wszystkim blogowiczom i siostrze NAPRAWDĘ ŚWIĘCIE PRZEŻYTEGO CZASU 40 POSTU. Potem będzie czas na Wielkanoc, jeszcze nie teraz trzeba się przygotować.:)
    Wszystkiego dobrego, miłego spotkania z Jezusem i CHWAŁA PANU. amen!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny Owładnięty Duchem Świętym!!!
      No coś niesamowitego!!! Pan jest WIELKI!!!
      A ja się tylko pomodliłam przed chwilą w kaplicy, żeby może jakieś świadectwo osobistego przeżycia Taboru...
      Niech żyje św. Franciszek !!! i Jego naśladowcy ma się rozumieć-:)

      Usuń
  3. Ja swoje spotkanie z Jezusem na Taborze przeżywam na co dzień:) Niby "szara rzeczywistość"a jednak...pojawia się tak wielka radość, tak po prostu...że chciałoby się krzyczeć,"naprawdę jestem szczęśliwa!".Posłużę się stwierdzeniem z niedzielnego kazania,iż "Ja nie wierze, ja WIEM",że Pan Bóg jest ze mną-On mnie przemienia, umacnia, pomaga podnosić się z upadków i to wystarczy. Wystarczy, żeby odczuwać pełnię radości, czy to ze spotkania z Jezusem w Eucharystii, czy w Sakramencie Pokuty, "dawaniem" uśmiechu innym, niby zwyczajną, a jednak "nadzwyczajną" rozmową z drugim człowiekiem. To wszystko zbiera się w całość, która czyni mnie szczęśliwą:)
    Co do Ewangelii to myślę,że "warto się obudzić, by zasnąć w Bogu". I właśnie tego życzę innym:)
    Może taki mix zrobiłam w tym komentarzu, ale myślę,że choć trochę na temat napisałam:)
    Jaaadzia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic dodać, nic ująć... Po prostu pięknie!!!
      Dziękuję Jadzia za to świadectwo zakotwiczenia w Bogu -:)

      Usuń
  4. Szczesc Boże, Myślę ze Kazdy z nas przeżył kiedyś taki "Tabor"
    Ja osobiście zaczęłam doznawać przemienienia po 1 rekolekcjach na których byłam w Krakowie 3 lata temu i można powiedzieć ze od tego się zaczęło a pokierowała mnie tam pewna siostra za co jestem jej bardzo wdzięczna:) Jezus obdarzył mnie wtedy wielka miłością , którą cięgle odczuwam w chwilach gorszych i tych dobrych w moim życiu staram się nie załamywać gdy tylko jest źle wtedy zwracam się do Jezusa o pomoc i od razu jest lepiej. Zawsze powracam do tego 1 spotkania z nim sam na sam podczas Adoracji:) Bardzo się Ciesze ze On jest bo z nim czuje się bardzo szczęśliwa Mogę śmiało powiedzieć , ze jest moim Przyjacielem
    :):)
    Przyjaciela Mam Co pociesza Mnie gdy o Jego ramie oprę się....)
    Pozdrawiam Ania z Ostrowca Sw.

    OdpowiedzUsuń